Prywatność w Sieci? Serio? 10 czerwca 2013 | Krzysztof Bogacki
Przywykliśmy mówić o kwestiach bezpieczeństwa danych i komunikacji w Internecie. Uważamy dane trzymane w chmurze za bezpieczne, a gdy rozmawiamy z kimś przez Skype, jesteśmy przekonani, że tylko my i rozmówca znamy treść rozmowy.
Wyobraźmy sobie jednak, że każda nasza aktywność w Sieci, czy to mail do znajomego, czy odwiedzane witryny, czy rozmowy na popularnych komunikatorach, czy serwisach społecznościowych, słowem wszystko, jest przedmiotem permanentnej inwigilacji. Zapomnijmy też o prywatności danych składowanych na Google Drive czy SkyDrive. Problem polega na tym, że opisana sytuacja nie jest wymysłem literatury s-f, a naszą własną rzeczywistością, a podsłuchiwanie internautów to zadanie dla specjalnego programu amerykańskiej NSA (National Security Agency). PRISM.
Pod koniec ubiegłego tygodnia świat obiegła informacja o najbardziej rozbudowanym systemie inwigilacji internautów, przy którym zmiany wprowadzane przez głośno krytykowane u nas ACTA, to, mówiąc kolokwialnie, mały pikuś.
Brytyjski Guardian i amerykański The Washington Post opublikowały artykuły odsłaniające szczegóły nadzorowanego przez NSA (National Security Agency) systemu PRISM. Dzięki niemu NSA i FBI posiadają pełny i niekontrolowany dostęp do danych zgromadzonych na serwerach gigantów IT. Jeśli korzystamy z usług; Microsoftu, Yahoo, Skype, Google, Facebook, PalTalk, AOL lub Apple, nasze dane są objęte programem PRISM. Tak przynajmniej wynika z opublikowanych przez obydwie redakcje informacji.
Nie potrzeba nakazu sądowego. Nie potrzeba szczególnych powodów. NSA może czytać twoje maile, podsłuchać rozmowę na Skype...
Sprawa jest o tyle niepokojąca, że źródłem przecieku jest człowiek, który sam pracował przy projekcie PRISM, Edward Snowden. Jest więc to źródło bardzo wiarygodne. W wywiadzie twierdzi on, iż przekazania informacji do wiadomości publicznej dokonał z powodów ideowych, w trosce o bezpieczeństwo prywatności użytkowników Internetu.
Polecamy wywiad z Edwardem Snowdenem, sprawcą całego zamieszania:
Chociaż wszyscy giganci IT wspomniani w artykułach Guardiana i The Washington Post odcięli się od jakiejkolwiek działalności związanej z PRISM, to wypowiedzi przedstawicieli administracji USA nie zaprzeczają istnieniu programu. Jednym z bardziej ciekawych tłumaczeń była wypowiedź Jamesa R. Clappera (Director of National Inteligence). Stwierdził on iż „program nie obejmuje tego, co dzieje się na terenie USA i nie dotyczy obywateli USA". O ile wyobrażamy sobie, że sprawdzane dane mogą podlegać filtracji geograficznej, to ciekawi jesteśmy jak ma się to odnieść do obywateli USA przebywających za granicą.
Dlaczego jakoś nie dziwi nas to, kto pierwszy przystąpił do programu PRISM?
Przydatność zdobywanych w ten sposób informacji jest niewątpliwie olbrzymia. Tylko w 2012 roku materiały z programu PRISM posłużyły do przygotowania 1477 materiałów wywiadowczych.
Tylko ja i NSA, czy może też udostępnić znajomym?
Oczywiście mechanizm działania systemu PRISM nie opiera się na wąsatym gryzipiórku, siedzącym w podziemiach Pentagonu i czytającym wpisy pani Krystyny, lat 50, na Naszej Klasie. Za analizą tak gigantycznych ilości informacji, muszą stać skomplikowane mechanizmy filtracji i selekcji danych. Więc jeśli nie planujemy zamachów terrorystycznych lub innych mało przyjaznych form aktywności, nie powinniśmy się szczególnie przejmować. Oczywiście, możemy teraz jeszcze bardziej kpiąco się uśmiechać, gdy przedstawiciele gigantów IT mówią o bezpieczeństwie i prywatności naszych danych.
Źródło: The Verge, gazeta.pl